No i zaczęło się - jeszcze dwa lata temu sam biegłbym do szkoły, tymczasem w perspektywie mam jeszcze miesiąc wakacji... I to miesiąc, który zawsze jakoś tak dobrze mi się kojarzył - wrzesień. Chwała Panu, że nie mam żadnej poprawki, i mogę ten czas wykorzystać jak chcę.
Minione półtora tygodnia, odkąd wróciłem, to spotkania, spotkania, i jeszcze raz spotkania. Jakby nie patrzeć, odnowienie gorlickich znajomości to bardzo ważna i miła rzecz - a to byłem u Marii, a to u Pana Boga, gdzie spotkałem sporo osób z klasy z liceum, a to rodzina z Niemiec była u nas...
Zrobiłem u siebie w pokoju namiastkę przemeblowania - przestawiłem
łóżko i stolik z fotelami. To właściwie wszystko, co da się zrobić, bo
mój pokój, choć przestronny, jest raczej nieustawny z uwagi na położenie
na poddaszu... Natomiast prawdziwą rewolucję i porządek zrobiłem
wczoraj przy niewielkiej pomocy taty w szopie na narzędzia i w garażu -
posprzątałem, powyrzucałem niepotrzebne rzeczy, zrobiłem miejsce na
rowery, ale przede wszystkim, co zawsze podobało mi się najbardziej,
powiesiłem narzędzia na ścianie.
A teraz w dalszym ciągu odpoczywam, choć w ten zły, bierny sposób... Endomondo mniej więcej od półtora tygodnia właśnie karygodnie świeci pustkami, zatem czas kupić karnet na Biorytm, i korzystać, póki można, coby potem sobie w brodę nie pluć, lub w brzuch przeogromny, co gorsza. Basen? I owszem! Zapowiada się na to, że będę teraz jeździł z Miłoszem co rano do miasta, zatem znów będzie i motywacja. Bo o ile spanie jest przyjemne, i kocham je nad życie, o tyle jak wstanie się po dziesiątej, to dnia nie ma prawie w ogóle - zmarnowany i już...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz