Dzisiaj tak naprawdę zaczęliśmy praktyki. I co? Niby fajnie, ale wiem, że mógłbym zrobić więcej. To cholerne uczucie widzieć, że na tym oddziale jest tyle pracy, a wie się jeszcze tak mało, i potrzebuje się jeszcze rady kogoś starszego, mądrzejszego... Naturalnie panie są bardzo miłe i chcą wszystko nam pokazywać, lekarze, choć z nimi mieliśmy mniejszą styczność, też wydają się być sympatyczni i z tego, co wiem, nie skąpią wiedzy nowym adeptom medycyny, ale to jeszcze nie było dzisiaj. No cóż. Jutro będzie lepiej, bo jutro moja i Ali kolej na jeżdżenie z pacjentami na badania.
Niestety dzisiaj musiałem sobie odpuścić siłownię i rower. Dostałem takiego kataru siennego, że ledwo oddychałem, ciężko byłoby mi więc cokolwiek zrobić... Poza tym ręce bolą mnie jeszcze po wczorajszym pływaniu i po poniedziałkowej siłowni, ale to akurat dobry ból - ból zwycięstwa, lub, jak kto woli, po prostu fizjologiczna reakcja pozrywanych włókienek mięśniowych.
A tak właśnie wyglądam w fartuchu. Takie tam - na tle szpitalnych szafek.
Medycyna wciąga, bez kitu. Nawet takie zwykłe pielęgniarskie zabiegi ciekawsze są od niejednej książki, z której korzystaliśmy w ciągu tego roku akademickiego. Oczywiście rozumiem, albo może chcę wierzyć w to, że spora część rzeczy, których się uczyliśmy, i których jeszcze uczyć się będziemy, przyda nam się w przyszłości, ale sam kontakt z pacjentem to zupełnie inna bajka. Miałem do wczoraj taką natrętną myśl: "A co będzie, jeśli mi się to nie spodoba? A co jeśli pomyślę sobie, że to nie dla mnie?". Tak się na szczęście nie stało. Pierwszy dzień za mną, wrażenia jak najbardziej pozytywne, i przeświadczenie, że szpital to miejsce dla mnie, nader wyraźne.
Widziałem się z Jaśkiem, Komendantem naszego gorlickiego hufca wkrótce po praktykach. Pogadaliśmy o obozie i nie tylko, a po krótkiej chwili Johny stwierdził, że jestem nawiedzony na punkcie tej medycyny - coś w tym może i jest. To wynika właśnie z tego wciągania - jak sobie pomyślę, ile jest jeszcze rzeczy, których nie wiem, to aż chce mi się czytać, dowiadywać... Stwierdziłem, że wygodniej będzie mi chodzić na praktyki od babci i wziąłem ze sobą... Adama Bochenka! Tak, nie mając grama poprawki w wakacje, będę uczył się anatomii - wiem, że moja z niej wiedza jest niewystarczająca. Będę się więc uczył dla własnej ambicji i satysfakcji, ale przede wszystkim, żeby być w przyszłości w porządku wobec pacjenta.
No i co? Udało się też wyciągnąć gitarę! Się Lidka doczekała, a nienastrojona była okropnie... Chwilę zajęło mi przywrócenie jej do jako-takiego stanu używalności, a potem przećwiczyłem kilka prostszych piosenek na podstawowych chwytach. Wkrótce przyjdzie czas na trudniejsze rzeczy.
Mimo wszystko zmęczony jestem total... Chyba nie zrobię dzisiaj tego błędu, co wczoraj, i nie będę siedział do późna, tylko położę się wcześnie spać. Z drugiej strony jednak lipcowy numer National Geographic to kusząca alternatywa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz