Wczorajszy i dzisiejszy dzień na praktykach minęły mi bardzo szybko, i bardzo fajnie - widziałem sporo nowych rzeczy, wiele się nauczyłem, no i ogólnie jestem zadowolony. Przede wszystkim podoba mi się atmosfera szpitala, cały czas coś się dzieje, i rzeczywiście chory jest ciągle w centrum uwagi. Od poniedziałku sami już będziemy wykonywać coraz to więcej rzeczy, i tak systematycznie, aż do końca praktyk.
Przede wszystkim - byliśmy z Alą wczoraj na bloku, na wkłuciu centralnym do żyły podobojczykowej. Nie jest to może jakiś nazbyt skomplikowany zabieg, ale sam fakt bycia na bloku operacyjnym to dla mnie duże przeżycie - w końcu to mój pierwszy raz! Te jednorazowe kitle, czepek, maseczka, a nawet sterylne buty - to wszystko ma swój urok i czar, który docenić potrafią chyba tylko poryci studenci medycyny.
Po praktykach poszliśmy z Alą na basen i popływaliśmy trochę.
http://www.endomondo.com/workouts/211861170/4068443
Popołudniu jeszcze siedzieliśmy na boisku na Hallera z kumplami, zwłaszcza dawno nie widziałem Radka i Lula. Zawsze to się człowiek dowie czegoś nowego, pośmieje, posiedzi, pogra w kosza, albo chociaż popatrzy, jak inni grają (żeby tradycji stało się za dość).
A dzisiaj? Można powiedzieć, obijałem się, choć to chyba nie do końca oddaje istotę zjawiska. Trochę pomagałem w domu, trochę czytałem National Geographic; generalnie wróciłem od babci, i rower został u niej w piwnicy, co nieco pokrzyżowało mi plany i przesunęło zdobycie kolejnych miejscowości na następne dni.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - właściwie to potrzebowałem takiego dnia jak dzisiaj, bo odkąd zaczęła się sesja, uczyłem się dość ostro, potem dwa dni świętowałem, by zaraz potem od razu wsiąść na rower, biegać na siłownię, pływać, a na takie prawdziwe wyciszenie nie miałem jeszcze czasu... Do dzisiaj.
Jutro idziemy na chrzciny córeczki kuzynki, co wypadło dość nagle, stąd moje plany cały czas ulegają zmianom. Jedno wiem na pewno - na nudę nie narzekam!
Dzisiaj jestem bardzo senny, bo mimo, że chodzę spać wcześnie, to mój organizm nie jest przyzwyczajony do wstawania przed szóstą. A szkoda. Bo jak się tak rano wstanie, to się ma w zanadrzu cały dzień, nie to, co po jedenastej w południe - wtedy czas ucieka tak szybko...
Jutro chcę zrobić na rowerze chociaż kilkanaście kilometrów, ale przede wszystkim muszę posprzątać w domu, wreszcie do czegoś się przydać.
Andrzej mówił, że jak wróci do Sękowej, to będziemy jeździć na tych rowerach razem - mam nadzieję, że to wiążąca deklaracja, bo go już nie widziałem wieki całe, a zawsze to lepiej spędzać czas w dobrym towarzystwie.
Kupiłem też nareszcie mapę Beskidu Niskiego, bo to grzech był mój przeogromny, że mieszkam tu, a nawet mapy porządnej nie mam... Muszę zaplanować jakiś fajny szlak, bo w przyszły weekend wybieramy się z przyjaciółmi na wędrówkę z Gorlic do Klimkówki zwieńczoną takim prawdziwym harcerskim ogniskiem, jakiego dawno nie było - to także w ramach HO.
No to następny tydzień się zapowiada naprawdę ciekawie!
W sumie to szpital i praktyki wciągają mnie, podporządkowuję im swój rytm
dnia i wszystkie zajęcia. Dostaliśmy od siostry oddziałowej ciekawy skrypt, taką esencję
postępowania na oddziale chirurgicznym - pożyczyłem ją na weekend do
domu, także oprócz chrzcin i roweru czeka mnie także ciekawa i pożyteczna lektura.
No i muszę bezwzględnie zamienić słodycze na owoce... Słodkie napoje już olałem, zamiast nich wypijam teraz dziennie minimum 1,5 litra niegazowanej wody, co w upały sprawdza się doskonale. Tak... Nadmiar cukru to wcale nie jest nic dobrego, prawda rectusie adiposusie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz