Archiwum bloga

wtorek, 9 lipca 2013

I znów poniedziałek

Dzisiaj pracowity, ale bardzo dobry dzień. Sądzę, że wiele się dzisiaj nauczyłem, i jeśli chodzi o praktyki i o ruch - czuję się na dzisiaj spełniony.

Widziałem dziś dwukrotnie badanie USG i słuchałem, jak Doktor opowiadał, co jest w danym momencie wyświetlane na monitorze. Później sam próbowałem odszukać wzrokiem wspomniane narządy, zmiany, rozpoznać je, ale nie było to wcale łatwe... Bliżej południa widzieliśmy z Alą badanie rektoskopijne, a nasz dzień na oddziale rozpoczęliśmy, tradycyjnie - bo w końcu wszystko musi mieć tu określony porządek i rytm - od pomiaru ciśnienia. Było też i kilka badań EKG i innych, "codziennych" już czynności, które mieliśmy jeszcze okazję doskonalić.

A po praktykach - siłownia. Dzisiaj towarzyszył mi znów Przemek. Zaczęliśmy od rozgrzewki na bieżni.

http://www.endomondo.com/workouts/213543943/4068443

Potem ćwiczyliśmy na klatkę i na biceps - chwilami bardziej udolnie, chwilami mniej, ale na pewno rzetelnie, bo motywacji to nam nie brak, a dodatkową jej porcję zapewnił nam naoczny przykład tego, co można osiągnąć w jeden tylko rok.

http://www.endomondo.com/workouts/213544670/4068443

Po siłowni czas na chwilę odpoczynku i obiad, by popołudniu wyjechać na rower. Kierunek na dziś - Biecz i okolice.

http://www.endomondo.com/workouts/213493412/4068443

Wyjechaliśmy z Gorlic. Jechaliśmy przez Klęczany, Libuszę, fragment Korczyny i Strzeszyn (do tych dwóch zajrzę jeszcze na pewno później, kiedy "zapuszczę" się w okolice Bugaju). Dalej był już sam Biecz, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę na rynku i... niespodzianka! Spodziewaliśmy się, że za Bieczem znajduje się jeszcze w naszym powiecie Sitnica, a tymczasem okazuje się, że na Bieczu kończy się i powiat, i województwo, a Sitnica to w ogóle inna bajka, niezwiązana z podkarpackiem zaczynającym się w Siepietnicy.

Pamiątkowe zdjęcie pod tablicą być musi. Polecamy! Maciek B. i Przemek R.



Prawdę powiedziawszy, przejeżdżałem już tą drogą setki razy, ale nigdy jeszcze rowerem...




Dalej kierowaliśmy się na Grudną Kępską. Kto mieszka w naszym powiecie wie, jak rzadko jeżdżą tu pociągi, zwłaszcza w okolicy Gorlic. Tym większe musiało być nasze szczęście, że przyszło nam akurat czekać na przejazd pociągu na przejeździe na drodze do Grudnej.





Z Grudnej Kępskiej pojechaliśmy do Głębokiej - i tu kolejne moje zdziwienie, bo w ogóle nie wiedziałem, gdzie to jest. Słyszałem o tej miejcowości, kiedy przygotowywałem listę, ale nie zastanawiałem się nigdy, gdzie leży ona dokładnie. I w sumie dobrze - taki miał być też cel tych wycieczek - poznać lepiej swój region.




W Głębokiej chwilę pobłądziliśmy, ale ostatecznie, wypytawszy tubylców, pojechaliśmy drogą na Wójtową.



W Wójtowej krótki, rzec by się chciało, techniczny postój, i już drogą przez Libuszę-Ogniwo kierowaliśmy się na Kobylankę. Jako że mostek koło mnie jest w remoncie, pojechaliśmy z Przemkiem za parkiem, by rozstać się na Rozboju, gdzie każdy miał już, żeby było sprawiedliwie, kawałeczek pod górkę, i sporo z górki.

W tym tygodniu muszę postarać się bardziej, bo końcówka zeszłego tygodnia to nieszczególnie obfitowała w jakieś osiągnięcia... Oczywiście najważniejsze są praktyki, w międzyczasie wypadły mi też uroczystości rodzinne i wyjścia z rodzicami, ale z drugiej strony, jak to mówią: kto chce - szuka sposobu, kto nie chce - wymówek; także moje sumienie nie jest do końca czyste, kajam się więc grzecznie!

Bo wiecie co? Odpuszczanie sobie wcale nie czyni człowieka szczęśliwszym, no, może na pięć minut pozwala mu czuć zadowolenie, ale nie szczęście. W dłuższej perspektywie jednak przytłacza. Trzeba o siebie walczyć, czasy takie, że walczyć trzeba każdego dnia! A niby spokojne...

Bo to uczucie, gdy człowiek idzie spać taki zmęczony, ale spełniony... Ono jest bezcenne! I ja dzisiaj takie mam. Właśnie dlatego warto!

Dobranoc.

4 komentarze: