Archiwum bloga

niedziela, 30 czerwca 2013

Owczary

Dzisiaj śmiało mogę powiedzieć, że czuję się spełniony.

Rano wstałem po godzinie dziewiątej na śniadanie, które zrobiła nam wszystkim mama. Zjadłem, grzecznie spytałem, czy będziemy pić kawę, i dowiedziawszy się, że nie, bo po mamę i Miłosza zaraz przyjadą babcia z dziadziem i pojadą do kościoła, poszedłem spać dalej - do godziny jedenastej trzydzieści! Uwielbiam spać, a jak na razie zanosi się na to, że to chyba ostatni raz, kiedy wysypiam się do tak późnej godziny - od jutra zaczynam praktyki w gorlickim szpitalu, więc trzeba mi będzie wstawać co rano do roboty. Stary jestem już...

Wieczorem uprasowałem sobie fartuch i zrobiłem porządek w ubraniach - a więc śmiało mogę odhaczyć kolejną rzecz z listy z planami.



Ale jeszcze popołudniem udało mi się zrobić na rowerze ponad 37 km, tak na dobry początek. Zaraz po obiedzie przykręciliśmy z dziadziem błotniki, i okazało się, że to dobra decyzja, bo wybrałem się w towarzystwie Sity do Owczar.

http://www.endomondo.com/workouts/209931005/4068443

Co Beskid Niski, to Beskid Niski - jest piękny o każdej porze roku. Trochę zastanawialiśmy się, czy nie zacznie lać, bo deszcz wisiał w powietrzu, a my postanowiliśmy dojechać aż do końca drogi asfaltowej, a nawet wyżej, do rzeki, nad którą usiedliśmy sobie na drewnianym, sfatygowanym przez burzę chyba mostku.




Oczywiście nie obyło się na tym mostku i jeszcze później bez sweet foci. Widać niektórzy przez studia praktykowali. Pierwsze zdjęcie robiłem ja, drugie Justyna - oceńcie, które bardziej się Wam podoba.




W sumie to ten deszcz nam niestraszny!


Udało się zrobić zdjęcie cerkwi w Owczarach, ale nie udało się już zrobić uczciwej foci z ręki jadąc, i ujmując jednocześnie w kadrze i cerkiew, i siebie... Szkoda. Wpadłem na pomysł, żeby jeszcze w lipcu, w ramach treningu, odwiedzić każdą z miejscowości powiatu gorlickiego. A więc pozycja pierwsza - Owczary - już zaliczona.



Na koniec wspólnej jazdy z Justyną udało się rozwikłać tajemnicę z dzieciństwa - dowiedzieć się, dokąd prowadzi droga koło domu Beniamina. Dochodzi do drogi kończącej się na Łokietka, proszę Państwa, ale okazało się, że trochę zarosła, więc zawróciliśmy, zjechaliśmy do drogi głównej, i asfaltem już na tego Łokietka zjechaliśmy.




Pożegnaliśmy się z Justyną na Słowackiego za parkiem. Ja pojechałem jeszcze do cioci Doroty, a potem do cioci Ani, a Sita pojechała do siebie do domu.

http://www.endomondo.com/workouts/209999122/4068443
http://www.endomondo.com/workouts/209999093/4068443

To dopiero początek! Ha, jest lans na imienny bidon z Powerade'a.


Jutro, też z Sitą, wybieramy się po moich praktykach na Biorytm na siłownię. A na razie nie pozostaje mi nic innego, jak udać się do spania, bo już jutro pierwszy dzień moich pierwszych w życiu praktyk w szpitalu! Ciekawe, co się wydarzy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz