Rano wstałem po godzinie dziewiątej na śniadanie, które zrobiła nam wszystkim mama. Zjadłem, grzecznie spytałem, czy będziemy pić kawę, i dowiedziawszy się, że nie, bo po mamę i Miłosza zaraz przyjadą babcia z dziadziem i pojadą do kościoła, poszedłem spać dalej - do godziny jedenastej trzydzieści! Uwielbiam spać, a jak na razie zanosi się na to, że to chyba ostatni raz, kiedy wysypiam się do tak późnej godziny - od jutra zaczynam praktyki w gorlickim szpitalu, więc trzeba mi będzie wstawać co rano do roboty. Stary jestem już...
Wieczorem uprasowałem sobie fartuch i zrobiłem porządek w ubraniach - a więc śmiało mogę odhaczyć kolejną rzecz z listy z planami.
Ale jeszcze popołudniem udało mi się zrobić na rowerze ponad 37 km, tak na dobry początek. Zaraz po obiedzie przykręciliśmy z dziadziem błotniki, i okazało się, że to dobra decyzja, bo wybrałem się w towarzystwie Sity do Owczar.
http://www.endomondo.com/workouts/209931005/4068443
Co Beskid Niski, to Beskid Niski - jest piękny o każdej porze roku. Trochę zastanawialiśmy się, czy nie zacznie lać, bo deszcz wisiał w powietrzu, a my postanowiliśmy dojechać aż do końca drogi asfaltowej, a nawet wyżej, do rzeki, nad którą usiedliśmy sobie na drewnianym, sfatygowanym przez burzę chyba mostku.
Oczywiście nie obyło się na tym mostku i jeszcze później bez sweet foci. Widać niektórzy przez studia praktykowali. Pierwsze zdjęcie robiłem ja, drugie Justyna - oceńcie, które bardziej się Wam podoba.
W sumie to ten deszcz nam niestraszny!
Udało się zrobić zdjęcie cerkwi w Owczarach, ale nie udało się już zrobić uczciwej foci z ręki jadąc, i ujmując jednocześnie w kadrze i cerkiew, i siebie... Szkoda. Wpadłem na pomysł, żeby jeszcze w lipcu, w ramach treningu, odwiedzić każdą z miejscowości powiatu gorlickiego. A więc pozycja pierwsza - Owczary - już zaliczona.
Na koniec wspólnej jazdy z Justyną udało się rozwikłać tajemnicę z dzieciństwa - dowiedzieć się, dokąd prowadzi droga koło domu Beniamina. Dochodzi do drogi kończącej się na Łokietka, proszę Państwa, ale okazało się, że trochę zarosła, więc zawróciliśmy, zjechaliśmy do drogi głównej, i asfaltem już na tego Łokietka zjechaliśmy.
Pożegnaliśmy się z Justyną na Słowackiego za parkiem. Ja pojechałem jeszcze do cioci Doroty, a potem do cioci Ani, a Sita pojechała do siebie do domu.
http://www.endomondo.com/workouts/209999122/4068443
http://www.endomondo.com/workouts/209999093/4068443
To dopiero początek! Ha, jest lans na imienny bidon z Powerade'a.
Jutro, też z Sitą, wybieramy się po moich praktykach na Biorytm na siłownię. A na razie nie pozostaje mi nic innego, jak udać się do spania, bo już jutro pierwszy dzień moich pierwszych w życiu praktyk w szpitalu! Ciekawe, co się wydarzy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz