No to wracam do świata żywych. Zaktualizowałem listę planów po prawej stronie bloga i z dumą dodałem zdany egzamin z anatomii do tych, które już udało się zrealizować. Nie no, nie było ze mną źle, ale potrzebowałem odreagować... W środę bawiłem się w Zabrzu, a w czwartek z dziewczynami na Norymberskiej w znienawidzonym Krakowie. I zanim tak człowiek wrócił do domu, było piątkowe popołudnie. Zmęczony, ani mi w głowie pisać, a tu jeszcze dla babci zdjęcia do ramki trzeba było zgrać, bo dzisiaj byliśmy w restauracji na jej z dziadkiem czterdziestopięcioleciu ślubu. I tak wróciliśmy, to się rozpakowałem, bo za chwilę przyjechał Szczepan, przywiózł resztę moich rzeczy, w tym dwie najważniejsze w świecie: rolki i rower! A więc krok po kroku zbliżam się do realizacji swoich planów.
A tak bawiliśmy się na Norymberskiej - w jedynym miejscu, które lubię w Krakowie:
To tylko kilka ze zdjęć - moje ulubione jest to ostatnie z medytacją i manifestem pokolenia. Szkoda tylko, że imprezę uświetniło nam krakowskie MPK. Wprawdzie ode mnie wyłudzili tylko 10 zł za to, że nie miałem przy sobie legitymacji, bo zapobiegawczo nie brałem do Afery portfela, ale z dziewczynami było trochę gorzej...
Ale mimo wszystko jest ogólnie, jak na razie, cudownie. Nie bardzo wiem tylko, co mam ze sobą zrobić? Człowiek był przyzwyczajony jednak, zwłaszcza przez ostatni miesiąc, że prawie każdą chwilę wypełniała nauka, a tu co? Trzeba się przestawić, byle nie za bardzo!
Jutro około czternastej umówiłem się z sąsiadem na wyjazd na rowerach do Owczar, tak, na rozruszanie się. Chyba się wezmę jeszcze dzisiaj za porządkowanie ubrań, może nie wszystkich, ale chociaż tych, które przywiózł Szczepan.
Idę na razie, na tarasie są babci i pozostali goście, bo z restauracji przyjechali jeszcze tutaj. A wieczorem pewnie będę miał wenę na Servusa - tak coś czuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz