Archiwum bloga

niedziela, 25 sierpnia 2013

Wspomnienie obozu

Postanowiłem, że najpierw napiszę, a później, w kolejnych postach, dodam zdjęcia z obozu. Cóż, nie mogę czekać w nieskończoność, aż uda mi się wszystkie te fotografie skompletować, zwłaszcza, że należy kuć żelazo, póki gorące, a wspomnienia zapisywać, póki jeszcze w miarę świeże.

Z perspektywy czasu - tych dwu tygodni, które upłynęły od zakończenia obozu - wydaje mi się, że warto było jechać. Były trudne momenty, nie powiem, zwłaszcza, gdy napotykaliśmy z kadrą na problemy wychowawcze - wtedy człowiek zastanawia się, po jaką cholerę jedzie na taki obóz, bierze odpowiedzialność prawną za nieswoje dzieci, i robi to wszystko za darmo, dla idei. Ale potem przychodzą chwile dobre, i generalnie bilans wychodzi dodatni. A - wiadomo - mózg nasz kochany, oszust przebiegły, zapamięta zawsze tylko te dobre chwile. Tych, na szczęście, było niemało.

Same krajobrazy mazurskie - cudowne! Wprawdzie rysą na nich są wszechobecne komary, ale teraz to już tylko swędzące wspomnienie. Mazury są rajem dla żeglarzy i wszelkiej maści ludzi zajmujących się łódkami, jachtami, kajakami i Bóg jeden wie, czym jeszcze. Ja nie żegluję, i nie jest to moje ulubione miejsce w Polsce, natomiast przyznać muszę, że miło jest przepłynąć się łódką i podziwiać okolicę. (Zwłaszcza, gdy wiosłują Fazi i Pan Wojtek.)





Kadra świetnie się dobrała. Owszem, czasem były małe spięcia, ale zdziwiłem się, że przez te dwa tygodnie nawet nie mieliśmy siebie zwyczajnie dość. Ja znam swój charakter i temperament - owszem, sam potrafię być męczący, ale jeszcze szybciej chyba męczę się czyimś towarzystwem, gdy mam go w nadmiarze. A tymczasem - no problemo, dogadywaliśmy się i razem pracowaliśmy. Myślę, że nie odwaliliśmy kichy po najmniejszej linii oporu, a wręcz przeciwnie - kawał dobrej roboty.

Inna rzecz, że nasz zaściankowy hufiec jawił mi się w czasie obozu jako ostoja takich jeszcze harcerskich postaw, zachowań i zajęć. Pozostałe obozy, te z większych miast i ośrodków, z bardziej centralnej, bardziej cywilizowanej i europejskiej Polski, skłaniały mnie do refleksji nad tym, czy to jeszcze harcerstwo, czy już hipsterstwo? Przyznam się szczerze, że nieraz patrzyłem na tych ludzi z dozą pogardy, choć to może nie po harcersku. (Ale czy po harcersku jest, na ten przykład, wyrzucać z bezmyślności i w imię wyższej higieny tak ogromne ilości jedzenia?) Cóż... Zachód do nas przyszedł, psiamać. (Parę mógłbym jeszcze wymienić nieharcerskich i nieczystych zagrań, ale po co sobie zaprzątać tym teraz głowę?)

Pogoda nam dopisała, no, może poza ostatnimi trzema dniami, kiedy co wieczór zbierało się na burzę. Pierwsza ulewa zmoczyła wszystko, co zdążyło w poprzednich dniach wyschnąć. Wiatr był dość porywisty, w związku z czym przed drugą burzą zabezpieczyliśmy się ewakuując wszystkich do kuchni na bazie zgrupowania. I co? Oczywiście ominęły nas i wiatr, i ulewa, a nasze przygotowania okazały się tym razem próżne. Ale... Zawsze to dla dzieciaków jakieś przeżycie i wspomnienie - nocne koczowanie w kuchni.

Nie zapomnę inscenizacji Akcji Koppe, kiedy z paintballami na łódce strzelaliśmy się wzajemnie i ostatecznie zabici wpadliśmy do jeziora. To chyba był mój ulubiony moment tego obozu.

Spływ łódką z Fazim i Panem Wojtkiem też był przedni - to wtedy właśnie nakręciłem powyższe filmiki, a rzeczeni panowie pewnie dalej będą wypominać mi, że ja to akurat tak mało wiosłowałem...

Dodane 26 sierpnia, ale wcale nie mniej ważne:
Chowanie się w namiocie z Gabą, zajadanie słonych precelków z Nutellą i śmianie się do łez, jako Druhna Precelinka i Druh Precel, zdawałoby się - para obozowa: bezcenne!

Szkoda tylko sprawności Trzech Piór, które, niestety, po krótkiej chwili z nieuwagi spaliłem, i to na pierwszej, najprostszej próbie - próbie głodu.

Generalnie obóz odbył się pod kryptonimem paraolimpiada - niezupełnie trafnym, bowiem na paraolimpiadzie uprawia się jeszcze sport. Cóż, nie było dnia, żeby ktoś nie przychodził po plaster, tabletkę od bólu głowy, czy też biegł do Piguły na pomiar temperatury. O, ta to miała z nami pełne ręce roboty. (Prywatnie bardzo fajna dziewczyna, pozdrawiam.) Ostatecznie akcja pt. Nie mamy w Giżycku okulisty, jedziemy 100 km karetką do Olsztyna na konsultację specjalistyczną była chyba apogeum paraolimpiady. Ale... Ze wszystkiego można wyjść obronną ręką!

Czy pojadę na obóz w przyszłym roku? Jeszcze nie wiem. Zależy wszystko od tego, jak ułoży mi się na uczelni, czy będę miał inne wakacyjne plany, może pracę? Chęci? Cóż, na razie wierzę jeszcze w harcerstwo, choć jest go, niestety, coraz mniej.

Ludzie postrzegają harcerzy przez pryzmat 10. punktu Prawa - harcerz ma nie pić, ma nie palić. Słusznie - gdyby wszyscy tego przestrzegali, byłoby cudownie. Ale nikt nie jest idealny, a te zakazy to ostatecznie wymysł Małkowskiego - założyciela harcerstwa - nie zaś Baden-Powella - Pierwszego i Naczelnego Skauta Świata. Według mnie harcerstwu - sensowi i ideałom tego ruchu - zagraża coś zupełnie innego: nadmierna biurokracja i brak spontaniczności, wkraczające w zatrważającym tempie w każdą z dziedzin naszego życia. Ta refleksja kwitnie we mnie od dawna, ale ten obóz przyczynił się tylko do mojego utwierdzenia się w tym stanowisku.

Nie czyńcie skautingu zbyt łatwym... Stawiajcie wyzwania!

...mówił papież Jan Paweł II. Tak, wygodnictwo to, zdaje mi się, drugie wielkie zagrożenie dla harcerstwa. Ale... Miało być wspomnienie obozu w Przerwankach, a wyszedł jakiś długi wywód... To, co dzieje się teraz w harcerstwie to ważny dla mnie temat, któremu zdecydowanie poświęcić muszę kiedyś więcej czasu. (Może na Servusie medicusie, może w magazynie wędrowniczym Na tropie?)

Wracając do sedna - nasz obóz pokazał, że warto się starać, bo wielu jest dobrych ludzi, fajnych harcerzy. No więc może to o to właśnie chodzi? Póki co jeszcze bardziej harcerstwo niż hipsterstwo. Przynajmniej u nas.


 

No. To w ramach takiego czekadełka na post ze zdjęciami - kadra tegorocznego obozu, część kadry. Głupie miny, głupie pomysły, ale ludzie złoci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz