Archiwum bloga

poniedziałek, 23 września 2013

GoHaRT i przemeblowanie

GoHaRT, GoHaRT, i po GoHaRcie... Czas biegnie bardzo szybko - już za kilka dni zacznie się nowy rok akademicki, który przyniesie nowe wyzwania i to wyzwania całkiem spore, wnioskując z podstawie planu, który się pojawił w piątek.

Ale dobrze - niech się dzieje! Stwierdziliśmy zgodnie z Michałem, niesieni emocjami, że uwielbiamy te studia, że lubimy podejmować rękawicę, którą nam nieustannie rzucają, i przede wszystkim, że zdrowa rywalizacja jest tym, co motywuje i nakręca nas najbardziej.

Ha! I udało mi się zapisać, na razie wstępnie, na cudowne, jak się zdaje, fakultety - Anatomiczne podstawy postępowania lekarskiego, Podstawy prowadzenia badań naukowych, Współczesne zagrożenia ekologiczne a zdrowie człowieka. No przecież to nawet ciekawie brzmi! Wybór uczelni i kierunku studiów - mogę to śmiało powiedzieć po pierwszym, szczęśliwie zakończonym roku - zdecydowanie był szczęśliwy!

Teraz zastanawiam się, jak będzie wyglądał ten tydzień? Wszystko jest na razie w fazie planu... Do Zabrza wrócę chyba już w czwartek, żeby nie przepadły mi rezerwacje książek w bibliotece, a zanim zacznie się nauka zahaczę pewnie jeszcze o Norymberską, gdzie mnie zaprosiły Gaba i Kinga.

GoHaRT - ten nie był najlepszym, na jakim byłem... Na moje odczucia chyba wpływa parę pewnie niewiele znaczących niuansów, a przede wszystkim dość oszczędny entuzjazm w odniesieniu do pomysłu pójścia na rajd w ogóle. Ale, czego by nie mówić, to i pochodziliśmy trochę, i pośmialiśmy się, i postrzelaliśmy się w nocy z paintballi. Spaliśmy w ciągu obu nocy może z sześć godzin, jak za dawnych czasów, a nasz patrol - Kurczak, ryż i kontrapunkt - był po prostu rewelacyjny!

Trasa nie była może i najszczęśliwsza, bo nie lubię, gdy idzie się dwa razy tą samą drogą, tak, jak nie lubię, gdy się przede mną chowa Beskidzkie Morskie Oko. Ale jeśli chodzi o dystans, to jak na taki GoHaRT, gdzie idą harcerze w różnym wieku i różnej kondycji, był on zdecydowanie odpowiedni - szkoda tylko, że wyszliśmy popołudniu, po obiedzie, no i że taki kawał szliśmy asfaltem...

http://www.endomondo.com/workouts/248210851/4068443
http://www.endomondo.com/workouts/248427281/4068443
http://www.endomondo.com/workouts/248508547/4068443
http://www.endomondo.com/workouts/248668736/4068443
http://www.endomondo.com/workouts/248686065/4068443

Zdjęć nie mam na razie prawie w ogóle, jedynie to, co miałem na telefonie, i to, co wysłała mi Gaba.


 
Co dalej? Rower? Biorytm? Zabrze? Ostatnie przed wyjazdem na studia odwiedziny u rodzinki? Basen? Ciąg dalszy podczytywania anatomii i genetyki? Pomysłów mnogość, czasu już niewiele... Wszystko muszę sobie rozsądnie ułożyć, żeby i końcówka wakacji była tak dobra, jak wszystko, co do tej pory...

Jak na razie wziąłem się za coś, co uwielbiam robić - wczoraj około siedemnastej zamiast położyć się i odespać co nieco, zacząłem przemeblowywać u siebie w pokoju. "W trakcie" wyglądało to mniej więcej tak:




Nie udało mi się skończyć przed Master Chefem, więc dziś rano, jak zawiozłem Miłosza do miasta, musiałem dokończyć, ale ogólny efekt przypadł mi do gustu.




To niby tylko przestawienie paru mebli, ale dla mnie to zmiana, której potrzebowałem od dłuższego czasu. Nie wiem, z czego to wynika, ale uwielbiam zmiany, i uwielbiam, jak coś się dzieje w moim życiu. Panta rhei, mawiali - i coś w tym jest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz